wtorek, 27 czerwca 2017

Życie ze skrajnie nadpobudliwym psem. Od czego zaczynamy.


Budzę się. Na zegarze dochodzi 9 rano. Pies śpi, K. śpi, to ja też jeszcze pośpię. Poprzedniej nocy nie spaliśmy dobrze, bo Luna warczała i szczekała kiedy ktoś z domowników szedł do łazienki, albo kiedy usłyszała kroki na klatce schodowej. Kładziemy się około 1 w nocy, czasem ostatni spacer tak wypada bo i tak nie śpimy więc pies piszczy. Piszczy więc idzie, a nuż jednak jej się chce? - nie załatwiła się, ale przespacerowała. Tak chciała.



10.20 - Budzimy się wszyscy. Jemy śniadanie. Pies zaczyna kręcić się po domu. Wychodzi i wchodzi. Staje w drzwiach przytrzymując je. Popiskuje. Kładzie się na chwilę i znowu nerwowo się szwęda.

10.30 - Idziemy na spacer. Pierwszy średniej długości, żeby nie zdążyła się rozbrykać ale trochę sobie powęszyła. Zapinam szelki - piszczy jak opętana i wierci się. Na komendę "siad" rzeczywiście siada, ale ze szczekaniem albo skamleniem. Wychodzimy z bloku. Szczeka. Ogłasza całemu światu, że znowu jest na dworze. Idziemy w stronę ulubionego trawnika, stara się ciągnąć nawet w szelkach "easy walk", ale jej nie wychodzi więc szczeka. Szczeka, żeby pokazać niezadowolenie. Szczeka, żeby mnie pogonić. Szczeka, żeby szczekać. Przyspieszam kroku, żeby nie denerwować sąsiadów  - i tak wszyscy mają dość naszej Luny. Okrążamy łączkę i mijamy innego psa. Zaczyna szczekać z daleka. Kiedy pies się zbliża skacze w miejscu i wyrywa się w jego stronę. obwąchuje go i odchodzi kawałek, żeby jeszcze trochę poszczekać. Właściciel odchodzi ze swoim psem, ale patrzy na nas z niesmakiem. Minę ma tak wyraźną, że z łatwością mogę odczytać jego myśli. "Nie potrafią psa wychować to po co zwierzę brali?"
Dobre pytanie. Znam odpowiedź, ale czy to, że nie jestem w stanie żyć bez psa jest jakikolwiek usprawiedliwieniem? Chyba nie.
Wracamy do domu. Po drodze szczeka jeszcze kilka razy ponaglająco. Jestem wykończona.

11.00 - Nie mam na nic nastroju i siły. Zmęczył mnie 30 minutowy spacer. Ręka już nie boli jak poprzednio gdy chodziła na obroży, ale jeszcze czuję obciążenie stawów po tym jak parę razy kość wyskoczyła z miejsca. Bo chciała iść dalej i szybciej. Bo trzeba biec. Trzeba. TRZEBA.

12.00 - Zaczynamy ogarniać swoje sprawy. Pies leży i dosypia bo bywa, że w nocy śpi niespokojnie. Ciągle w pogotowiu, wiecznie czujna. Poszczekuje przez sen, biega, a czasem ma skurcze mięśni. Zawsze gotowa do działania, zawsze w napięciu.

14.00 - Idziemy na szybki spacer. Mniej szczekania, ale jest. Szczek odbija się echem od bloków. Ludzie patrzą z niesmakiem, wściekłością. Czyjeś dziecko zaczyna płakać. Czyjś pies ujada na nas z balkonu. Ludzie wyglądają, żeby zobaczyć kto robi ten hałas. Okrążamy blok, ewentualnie dwa. Spotykamy trzy psy, trzy razy podnosi się jazgot i trzy razy moje ramię odczuwa konsekwencje poprzednich lat.

15.00 - pies pospał, my jemy obiad. Luna domaga się uwagi, kładzie pysk albo łapę na stopie K. On nie reaguje więc podchodzi do mnie i domaga się uwagi. Dotyka nosem, kładzie się pod fotelem z łapą blisko mojej stopy. Wpatruje się w nas wzdychając i skamląc jednocześnie. Nie reagujemy.

16.00 - idziemy na spacer, tym razem dłuższy. Dwie, trzy godziny. Większość z tego czasu spędzamy na wybiegu rzucając psu piłkę. Niech się "wybiega" bo ciągle w domu siedzi. Wtedy nie wiemy, że to błąd. Chcemy dla niej jak najlepiej. Przecież ma najlepsze zabawki, najlepszą karmę, najlepsze smakołyki. Nie brak jej zabawy.

W tym problem.

Na wybiegu zaczyna odganiać od nas inne psy. Jest skrajnie nakręcona, pokazuje zęby i ujada. Nie reaguje na komendy.
Trzyma się nas. Wchodzi między moje nogi i pilnuje obszczekując cały świat.
Odsuwam się od niej - "radź sobie w psim świecie" myślę. Ona nie chce. Przynosi piłkę.
"No rzuć" mówi jej spojrzenie. Ja nie reaguję więc zaczyna szczekać.
Szczeka patrząc na mnie przez 5 minut, 10 minut, prawie godzinę.
Boli mnie głowa, w uszach dzwoni. Czekam, aż pies się uspokoi. Wściekam się na psa, na świat, na siebie. Pies dalej szczeka. Ja płaczę.
Poddaję się. Czekam na pierwszy moment ciszy i zapinam ją na smycz.
Wychodzimy z wybiegu i wracamy do domu. Zamykając furtkę mówię "do widzenia" innym psiarzom. Niektórzy patrzą ze współczuciem, niektórzy nie zwracają uwagi, niektórzy uśmiechają się z wyższością wydając komendy swoim psom. Myślą, że Luna jest po prostu głupia, a mnie robi się wstyd, że nie potrafię dogadać się ze swoim najlepszym przyjacielem.
Jest zmęczona więc idzie spokojniej, ignoruje inne psy. Szczekanie ją zmęczyło. Dobrze, myślę, może skojarzy, że spokój jest lepszy więc spokojny spacer nagradzam smakołykiem.

20.00 - jestem wykończona, po raz kolejny. Boli mnie głowa, w uszach nadal słyszę szum, który nasila się gdy jest cicho. Przez ból nie mogę się na niczym skupić, jestem drażliwa i kładę się oglądając tv, albo przeglądając internet. Nie chcę już nic więcej robić. Na ostatnie spacery wysyła K. Przy nim jest spokojniejsza. Ja czuję, że jeszcze jeden spacer tego dnia to dla mnie za wiele. Znów chce mi się płakać, ale powstrzymuję łzy. Nie tym razem. Tym razem wszystko zmienię i nie poddam się jak ostatnio. Nie odpuszczę choćbym miała podpalić cały świat i zbudować go na nowo. Nie odpuszczę i nauczę swojego psa jak żyć z trudnym właścicielem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz